piątek, 26 lipca 2013

Rozdział 20 Myślisz, że się ciebie boję?

- Przepraszam, ale chyba się pan pomylił.- uśmiechnęła się lekko.

- Co?! - podszedłem do niej bliżej - Sel...to ja Justin...

- Miło mi Justin, ale naprawdę cie nie znam. -  w tej chwili poczułem się naprawdę bezsilny. Nie wiedziałem co mam robić. Ona mnie nie pamiętała, a ja nic z tym nie mogłem zrobić. Bałem się, że może nie odzyskać pamięci. Usiadłem na krześle obok jej łóżka i schowałem twarz w dłonie.

- Coś się stało? - spytała zatroskana. Podniosłem wzrok i złapałem jej dłoń.

- Selena...wiem, że mnie nie pamiętasz, ale chciałbym żebyś wiedziała, że kocham cię najmocniej na świecie i nigdy nie przestanę. - poczułem jak w moich oczach zbierają się łzy, ale nie mogłem się teraz rozpłakać.

- Umm...nie wiem co powiedzieć, bo...wiesz... ja już mam chłopaka. Przykro mi.

- Słucham?!!- wstałem momentalnie z miejsca i spojrzałem na nią zszokowany.

- Wróciłem. - odwróciłem się i ujrzałem Louisa. Co on tu kurwa robi? Spojrzałem na Sel, ale ona nic nie mówiła. Nie wiedziałem co się dzieje.

- Kto cię tu wpuścił do kurwy nędzy? - spojrzałem na niego z pogardą, ale on tylko się zaśmiał.

- Przyszedłem do mojej dziewczyny. - powiedział kładąc nacisk na przedostatnie słowo. Teraz wszystko się układa. Czyli, że ta dziwka podała się za chłopaka mojej Sel.

- Chyba się pomyliłeś. Wypierdalaj! - wrzasnąłem wściekły.

- Sel, kochanie.- kiedy to powiedział miałem ochotę mu przywalić, ale wiedziałem, że to nieodpowiedni czas i miejsce. - Musimy pogadać, zaraz wrócę.- powiedział po czym ruszył w stronę wyjścia. Nie miałem wyboru, więc ruszyłem za nim.

- Co ty odpierdalasz? - warknąłem wściekły.

- Jak widzisz Selena już wybrała , więc możesz wracać do domu. - uśmiechnął się cwaniacko.

- Chyba śnisz. - zaśmiałem się ironicznie. - Lepiej się od niej odczep, bo nie ręczę za siebie.

- Myślisz, że się ciebie boję?

- Myślę, że powinieneś. - powiedziałem po czym wymierzyłem mu cios prosto w twarz. - Jeśli zrobisz jej krzywdę, ja zrobię to dziesięć razy mocniej.

                                                               Selena

Sama nie widziałam co mam o tym wszystkim myśleć. Najpierw Louis, potem Justin. Skąd miałam wiedzieć, który mówi prawdę. Chociaż przeczucie mówiło mi, że Justin jest zbyt agresywny i nie związałabym się z takim kimś. Podniosłam się do pozycji siedzącej i ciężko westchnęłam. Dlaczego właśnie mi musiał się przydarzyć ten wypadek? Wszystko by było takie proste gdyby nie to. Nie musiałabym leżeć teraz w szpitalu i pamiętałabym wszystko.

- Witam, panno Gomez. - podniosłam wzrok i utkwiłam go w osobie stojącej przede mną. - Jak samopoczucie? - uśmiechnął się mężczyzna.

- Dobrze...lepiej...

- Cieszę się. - zaczął przeglądać kartki, które trzymał w ręce. - Wyniki badań też są dobre, więc myślę, że może pani dzisiaj wyjść. - oznajmił, a ja uśmiechnęłam się. Cieszyłam się, że nie będę musiała tu dłużej siedzieć. - Może się pani zacząć pakować. - doktor wyszedł z sali, a ja powoli wstałam i zaczęła zbierać swoje rzeczy.

- Sel gdzie się wybierasz?- odwróciłam się i zobaczyłam zakłopotanego Justina.

- Do domu. - uśmiechnęłam się i wróciłam do pakowania.

- Ale...

- Lekarz dał mi wypis. - zapięłam torbę i włożyłam telefon do kieszeni.

- Odwiozę cię.

- Nie dziękuję. Poradzę sobie. - uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę wyjścia.

- Selena...- poczułam jak chłopak łapie mnie w tali i obraca w swoją stronę. Teraz dzieliły nas zaledwie centymetry. Czułam na swojej twarzy jego przyspieszony oddech. Można było powiedzieć, że nawet chciałam go wtedy pocałować, ale wiedziałam, że to by było nie fair wobec Louisa. - nie wiem jak mogę ci to wytłumaczyć, ale naprawdę jestem twoim chłopakiem. Uwierz mi, proszę...

- Justin...naprawdę chciałabym ci wierzyć, ale nie mogę. Skąd mam mieć pewność, że to ty jesteś moim chłopakiem? - spytałam bezradna. Justin nic nie odpowiedział tylko zamknął oczy i zaczął zbliżać swoje usta do moich i kiedy już miał mnie pocałować do sali wszedł Louis. Odskoczyłam od Justina jak poparzona.

- Co tu się dzieję? - krzyknął zdenerwowany.

- To nie tak jak myślisz. - zaczęłam się tłumaczyć. Było mi głupio wobec Louisa.

- Ty jeszcze się przed nim tłumaczysz? - warknął wściekły Justin. - Wiesz co? Skoro wybrałaś jego to ja już nie będę ci przeszkadzał. - odwrócił się i wyszedł z pokoju.

- Justin...- chciałam go zawołać, ale Louis mnie przytulił i nie pozwolił iść za Justinem.

- To była jego decyzja. - złapał mnie za rękę i skierowaliśmy się w stronę parkingu. Zatrzymaliśmy się przed jednym z samochodów. - To ten. - oznajmił Louis po czym otworzył mi drzwi, a ja wsiadłam do środka. Po chwili on dołączył do mnie i odjechaliśmy.

- Gdzie jedziemy? - zapytałam, chcąc przerwać niezręczną ciszę.

- Do mnie. - uśmiechnął się lekko nie spuszczając wzroku z ulicy. Chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale on zaparkował i zgasił silnik. - Jesteśmy na miejscu.- wysiadłam na zewnątrz i ujrzałam spory wieżowiec. Jak mniemałam byliśmy w centrum miasta. - Chodź. - złapał mnie za rękę i zaprowadził do środka. Wsiedliśmy do windy i pojechaliśmy na 8 piętro. Louis przepuścił mnie przodem i udaliśmy się w stronę jego mieszkania. Brunet otworzył drzwi i wpuścił mnie do środka.

- Ładnie tu. - uśmiechnęłam się. Od razu na wejściu był salon. Podłoga była wyłożona orzechowymi panelami, a ściany miały kolor kremowy. Na środku stała czarna skórzana kanapa. Przed nią mały stolik na kawę, a pod nim czarny dywanik. Na ścianie wisiał spory telewizor, a w kącie stała wieża.  Nie było tu za dużo mebli, ale całość wyglądała naprawdę ładnie.

- Dziękuję. Chcesz coś do picia? - spytał ruszając w stronę jak mniemam kuchni.

- Może być woda. - skinął tylko głową i zniknął za drzwiami. Podeszłam do wieży i włączyłam przycisk 'play'. Z głośników zaczęła rozbrzmiewać się spokojna muzyka. Zadowolona usiadłam na kanapie i czekałam na chłopaka. Po chwili Louis pojawił się w salonie z szklanką wody.

- Proszę. - postawił przede mną napój, a ja uśmiechnęłam się w podziękowaniu.

- To co będziemy robić? - spytałam.

- Co tylko chcesz. - uśmiechnął się łobuzersko, po czym usiadł na kanapie blisko mnie. Można stwierdzić, że nawet za blisko. Chciałam się kawałek odsunąć, ale on złapał mnie za udo i przycisnął jeszcze mocniej do siebie.

- Co ty...- nie dał mi dokończyć, bo przywarł do moich ust. Chciałam się od niego odsunąć, ale on ścisnął mnie za nadgarstek, a drugą ręką zaczął głaskać moje udo. - Puść mnie. - powiedziałam kiedy wreszcie się ode mnie odessał.

- Zamknij się szmato ! - krzyknął, a w moich oczach zaczęły się zbierać łzy, które po chwili spłynęły po moich policzkach. - Lepiej bądź grzeczna, bo teraz ode mnie zależy twoje życie.- syknął, a ja przełknęłam głośno ślinę.

- Czego ode mnie chcesz? - szepnęłam na tyle głośno by mógł to usłyszeć.

- Ciebie. - powiedział po czym zerwał moją koszulkę i zaczął całować mój dekolt. Nie mogłam przestać płakać. Czułam się taka brudna i wykorzystana.


- Gdzie mnie znowu niesiesz? - zaśmiałam się , a on zaraz po mnie.

- A gdzie byś chciała? - zapytał zabawnie poruszając brwiami.

- Do domu. - spojrzałam w jego czekoladowe tęczówki.- Jestem zmęczona.

- Ok.- powiedział i postawił mnie na ziemię. Otworzył mi drzwi i wsiadłam do samochodu. Po chwili dołączył do mnie. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko, a ja pocałowałam go namiętnie w usta. Już po sekundzie jego język gładził moje podniebienie. Kiedy się od siebie odkleiliśmy, spojrzał na mnie zalotnie.

- Kocham cię, wiesz? - powiedział ukazując ponownie szereg swoich białych zębów.
 

- Wiem. - uśmiechnęłam się do niego.- Ja ciebie też.- ponownie musnęłam jego usta. Justin odpalił silnik i ruszył w stronę domu.


Stop! Czyli Justin nie kłamał on jest moim chłopakiem nagle wszystkie wspomnienia zaczęły wracać. Zaczęłam odzyskiwać pamięć, tylko dlaczego w takich okolicznościach.


- Śniadanie dla mojej księżniczki gotowe. - uśmiechnął się szeroko. Podszedł do łóżka i odstawił jedzenie na szafkę.

- Dziękuję.- uśmiechnęłam się, a on mnie pocałował. - Kocham cię.
 

- Ja ciebie mocniej. -  nachylił się nade mną i ponownie cmoknął w usta. - A teraz jedz. - uśmiechnęłam się szeroko i zaczęłam konsumować przygotowany posiłek.


Louis zaczął rozpinać rozporek od moich jeansów kiedy zadzwonił jego telefon. Wkurzony zaczął przeklinać pod nosem po czym zszedł ze mnie, sięgnął po telefon i wyszedł z salonu.


Usłyszałam głosy dochodzące z salonu, więc tam się skierowałam. Przekroczyłam próg i zamarłam. Na kanapie całowali się Justin i Samntha. Naga Samantha. Zaczęłam ciężko oddychać. Nie mogłam uwierzyć w to co widziałam przed sobą. Łzy zaczęły napływać do moich oczu. Po kilku sekundach wszystko miałam zamglone. Słona ciesz spływała po moich policzkach. Nie wiedziałam co mam robić...Jak on mógł? Przecież mówił mi, że mnie kocha...Ile razy już mnie z nią zdradził? Nagle on odwrócił się w moją stronę i spojrzał prosto w oczy.
 

- Selena?! - zepchnął Samnthe z siebie.- Kurwa!- zerwał się z łóżka i chciał do mnie podejść, ale odwróciłam się i wybiegłam.


Nagle wszystko mi się przypomniało to jak poznałam Louisa  w wytwórni, ta nieszczęsna impreza, zdrada Justina. Wszytko wróciło. Nagle ocknęłam się i zobaczyłam, że Louisa nadal nie ma w pokoju. Zerwałam się na równe nogi i ruszyłam w stronę drzwi. Na szczęście były otwarte. Wybiegłam i pędem ruszyłem schodami na dół. Nie miałam czasu by czekać na windę. Po chwili byłam już na dole. Z góry słyszałam jeszcze krzyki Louisa, ale nie zważałam na to i wybiegłam z budynku. Sama nie wiedziałam gdzie mam biec. Wiedziałam tylko, że nie mam zbyt wiele czasu, więc ruszyłam przed siebie. Łzy ciekły po moich policzkach, ale ja nawet ich nie powstrzymywałam. Nie obchodziło mnie zbytnio nawet to, że miałam na sobie tylko spodnie i bieliznę. Biegłam jak najszybciej. Nie chciałam już go nigdy więcej widzieć. Czułam się jak szmata. Wszyscy chcieli się mną tylko zabawić. Nagle poczułam, że wpadam na kogoś i upadam na ziemię.

- Selena?!




                                                                               ***

Hej :) Jak obiecałam tak jest 20 rozdział :) Jutro rano wyjeżdżam, więc to ostatni rozdział jaki dodaję przed wyjazdem, ale jak wrócę postaram się dodać jak najszybciej. Chociaż może uda mi się na wyjeździe napisać coś na tablecie, ale nic nie obiecuję :)Mam nadzieję, że rozdział się podoba ;)A wgl to dziękuję wam za ostatnie 13 komentarzy i 10000 wyświetleń :D
Papa <3 I love you *.*





CZYTASZ = KOMENTUJESZ

niedziela, 21 lipca 2013

Rozdział 19 Jeszcze raz i wyjdziesz stąd!

Wciąż niemiłosiernie bolała mnie głowa. Czułam jakby zaraz miało mi ją rozsadzić od środka. Odruchowo złapałam się za nią, ale poczułam wtedy przeszywający ból pleców. Syknęłam cicho i opuściłam rękę. Sama nie wiedziałam za bardzo co się ze mną dzieje. Od jednej z pielęgniarek dowiedziałam się tylko, że miałam wypadek i straciłam pamięć. Z czego wnioskuje, że nie jest najlepiej. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Podniosłam wzrok i ujrzałam wysokiego bruneta. Kiedy zauważył, że się mu przyglądam uśmiechnął się i ruszył w moją stronę.

- Cześć, kochanie... jak się czujesz? - zapytał i usiadł na krześle obok mojego łóżka.

- Umm...średnio...- odparłam. Zastanawiałam się kim był ten chłopak. Powiedział do mnie 'kochanie' to musiało coś znaczyć. - Mogę cię o coś zapytać?

- Pewnie.- złapał moją dłoń i spojrzał prosto w oczy.

- Może to trochę głupio zabrzmi...kim ty jesteś?

- Tak myślałem, że o to zapytasz. - uśmiechnął się szeroko. - Jestem twoim chłopakiem.

- Oo przepraszam...ja...

- Zapomniałaś? Tak, wiem nie musisz się martwić. To nie twoja wina.

- Wiem. - uśmiechnęłam się. Nie chciałam być dla niego oschła, w końcu to mój chłopak, ale trudno mi było kiedy nic nie pamiętałam.- To może opowiesz mi coś...o nas?

- A co byś chciała wiedzieć? - zaśmiał się.

- Jak długo jesteśmy razem?

- Od jakiś 2 lat.

- Ok...A mieszkamy razem?

- Nie, nie...znaczy bardzo bym chciał, ale na razie nie.- uśmiechnął się zakłopotany. Był bardzo słodki.

- Rozumiem. - również się uśmiechnęłam. - Wiesz...chciałabym ci powiedzieć, że pewnie trudno będzie nam znowu odbudować relację, ale będę się starać. - powiedziałam, a on nachylił się i przytulił mnie lekko po czym musnął mój policzek.

- Nie martw się. Przejdziemy przez to razem. - wstał i ruszył w stronę wyjścia.

- Gdzie idziesz? - chciałam się podnieść, ale od razu poczułam straszny ból, więc położyłam się z powrotem.

- Nie przemęczaj się. - podszedł do mnie i musnął moją dłoń. Poczułam jak przechodzi mnie dreszcz. - Idę tylko do toalety. - odwrócił się i ponownie ruszył w stronę drzwi.

- Poczekaj! - zawołałam, a on odwrócił się i spojrzał na mnie. - Jak masz na imię?

- Louis. - uśmiechnął się i opuścił pomieszczenie.
 
                                                                       Justin

- Pani Gomez...straciła pamięć...- co kurwa? Spojrzałem na niego jakby miał co najmniej dwie głowy.

- Jak to straciła pamięć?! - krzyknąłem zdenerwowany. - Kurwa! Jesteś lekarzem zrób coś. - warknąłem w jego stronę.

- Justin!! Jak ty się zachowujesz?! - moja rodzicielka zdenerwowana wstała i spojrzała na mnie morderczym wzrokiem.

- Ok. Sory.

- Jeszcze raz i wyjdziesz stąd! - usiadła i spojrzała na lekarza, który zszokowany całą sytuacją, siedział na fotelu w bezruchu. - Panie doktorze, naprawdę przepraszam za jego zachowanie. - na te słowa mężczyzna, jakby ocknął się z transu i zdezorientowany zaczął kontynuować.

- A więc Justin...niestety, ale nie da się z tym nic zrobić. Panna Gomez, może odzyskać pamięć tylko po przez spokój i odpoczynek. Jeżeli dopilnują państwo, aby się nie przemęczała, możliwe, że odzyska pamięć.

- Panie doktorze...- spojrzał na mnie i gestem dłoni wskazał abym kontynuował. - Od jakiego momentu Selena nic nie pamięta?- spytałem choć strasznie bałem się odpowiedzi. Co jeśli w ogóle mnie nie pamięta? Co jeżeli ponownie mnie nie pokocha? Miałem mętlik w głowie. Tysiące pytań nasuwało mi się na myśl , ale na żadne z nich nie znałem odpowiedzi. Spojrzałem wyczekująco na doktora.

- Myślę, że kilka lat. Nie wiem ile dokładnie...- czyli jest szansa, że mnie pamięta. Może nie jako chłopaka, ale chociaż jako kolegę. To i tak dużo by dało. Uśmiechnąłem się w duchu. Wiedziałem , że nie mogę zwlekać.

- Panie doktorze, mogę ją odwiedzić?

- Naturalnie. - uśmiechnął się, a ja szybko wyszedłem z pokoju. Zacząłem rozglądać się w celu znalezienia kogoś kto wskaże mi drogę. Zobaczyłem kobietę  średnim wieku w białym fartuchu. Stwierdziłem, że może to być pielęgniarka. Podbiegłem do niej prędko i zacząłem mówić.

- Przepraszam, gdzie leży pani Gomez?- zapytałem, a ona zmarszczyła brwi.

- Gomez, gomez...a tak! Pokój 218. - uśmiechnęła się, a ja podziękowałem i ruszyłem szybko do wskazanego przez nią miejsca. Kiedy już tam byłem, podszedłem do drzwi i nabrałem duży haust powietrza, po czym nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka. Na łóżku leżała Sel. Cała w siniakach i zadrapaniach. Byłem wściekły, że doprowadziłem ją do takiego stanu. Ale było już za późno na obwinianie się. Teraz miałem coś innego do zrobienia. Spojrzałem na nią i chciałem coś powiedzieć, ale ona mnie wyprzedziła.

- Przepraszam, ale chyba się pan pomylił.- no to kurwa zajebiście...

                                                                          ***

Tak wiem, wiem nawaliłam...ale chciałam zakończyć rozdział w tym momencie, a znowu nie chciałam pisać czegoś na siłę. Postaram się, żeby następny był dłuższy :) Chciałam wam powiedzieć, że w tą sobotę wyjeżdżam na 2 tygodnie i przez ten czas nie będę dodawać rozdziałów. Mam nadzieję, że mnie nie opuścicie, ale przed wyjazdem obiecuję , że dodam 20 rozdział ;) Pewnie zauważyliście, że zmieniłam tło mam nadzieję że się podoba ;) A tak wgl to mamy już 9,8 tyś wyświetleń :) Kocham was <3 

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

KOMENTARZ = :D

wtorek, 16 lipca 2013

Rozdział 18 Mam dla państwa dwie wiadomości dobrą i złą.



- Justin, synku usiądź wreszcie. - zwróciła się do mnie rodzicielka. Już od ponad dwóch godzin nie mogę usiedzieć w miejscu i chodzę nieustannie w kółko.

- Nie mam zamiaru.

- Justin...- westchnęła łapiąc mnie za rękę-...uspokój się....czasu nie da się cofnąć, zrozum...

- Czy tu nie rozumiesz, że to wszystko moja wina? - spojrzałem na nią z wyrzutem. Jak ona mogła chcieć mnie uspokajać w tym momencie.

- To nie jest...

- Jest! To jest MOJA wina! - wyrwałem moją dłoń z jej uścisku.

- Justin! - krzyknęła. - W tej chwili masz usiąść. - nie wiem dlaczego, ale posłusznie zająłem miejsce obok niej. - Przestań się wreszcie obwiniać. Zrozum nie mogłeś nic zrobić. - ponownie złapała moją dłoń. - Skoro tak się stało to znaczy, że tak zaplanował bóg. Synku, nic nie dzieje się przez przypadek. - ścisnęła mocniej moją dłoń.

- Mamo...powiedz mi dlaczego ona? - poczułem jak słona ciecz zaczyna spływać po moich policzkach.

- Justin...

- Pan Justin Bieber? - podniosłem wzrok i zobaczyłem mężczyznę odzianego w biały fartuch. Jak mniemałem był to lekarz.

- Ona żyje? - poderwałem się z miejsca.

- Spokojnie...

- Kurwa! Pytałem czy żyje?- warknąłem wściekły. Nie mogłem znieść tego, że wszyscy chcieli mnie uspokajać.

- Justin! Słownictwo! - wrzasnęła zdenerwowana mama.

- Daj spokój, mamo! - syknąłem rzucając jej mordercze spojrzenie.

- Pani Gomez żyje! - powiedział zirytowany doktor. Po tych słowach poczułem ogromne ciepło rozchodzące się od środka. Ona żyje. Selena żyje! W tym momencie już nic się nie liczyło. Chciałem ją zobaczyć, przytulić, pocałować. Miałem nadzieję, że mi wybaczy....

- Gdzie ona jest? - rzuciłem się do pierwszych lepszych drzwi.

- Whoa whoa, Panie Bieber. Najpierw pójdziemy do mojego gabinetu. Wszystko panu wyjaśnię. - westchnąłem głęboko, ale nie miałem wyjścia. Ruszyłem za lekarzem. Po niecałej minucie, siedziałem już naprzeciw doktora w jego gabinecie. Obok mnie siedziała rodzicielka, ściskając moją dłoń. - A więc Pani Gomez nie wygląda najlepiej ma dużo siniaków i ran, ale na szczęście nic nie zagraża jej życiu. Na razie jest w śpiączce, więc nie możemy do końca stwierdzić czy nic jej nie dolega, ale organizm pracuje dobrze więc lada dzień powinna się wybudzić.- odetchnąłem z ulgą, kiedy doktor skończył mówić. Miałem w głowie same czarne scenariusze, ale teraz wszystko już było jasne. Musiałem tylko czekać, aż wyjdzie z śpiączki.

- Dziękujemy panie doktorze. - powiedziała mama wyrywając mnie z zamyślenia.

- Nie ma za co. To moja praca.  uśmiechnął się serdecznie. Pożegnaliśmy się i wyszliśmy z gabinetu. Usiadłem ponownie na krześle, a rodzicielka spojrzała na mnie zdziwiona.

- Chyba nie masz zamiaru czekać tu, aż Sel się wybudzi?

- Taki właśnie mam zamiar. - powiedziałem stanowczo, a ona podeszła do mnie.

- Justin, lekarze zadzwonią od razu kiedy się wybudzi. Nie ma sensu tu siedzieć. - westchnąłem ciężko wiedząc, że ma rację.

- Ok. - podniosłem się z miejsca i ruszyłem do samochodu.

                                                                   ***

- Justin jesteś głodny? - spojrzała na mnie swoimi troskliwymi oczami.

- Nie, dzięki mamo. - uśmiechnąłem się lekko.

- Musisz coś jeść. -wiedziałem, że nie da za wygraną

- Naprawdę, nie jestem głodny. - powiedziałem już nieco głośniej.

- Ale...- nie dano jej dokończyć, bo rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Dziękowałem w duchu za to, że nie muszę dłużej użerać się z tą kobietą. Otworzyłem drzwi i ujrzałem Vanesse i Chrisa.

- Hej. - uśmiechnęła się nieśmiało.

- Ta...cześć...a ty po cholerę tu przychodziłeś? Wypierdalaj! - wrzasnąłem w stronę jej towarzysza.

- Justin! Język! - upomniała mnie z kuchni mama.

- Wpuścisz nas?- zapytała czarnowłosa.

- Ciebie tak, ale co do niego mam wątpliwości. - warknąłem, chcąc pokazać mu, że nie będzie ze mną tak łatwo.

- Czyli? - ściszyła głos

- Dobra. - odsunąłem się i wpuściłem dwójkę do środka. - Idźcie do mnie. - rzuciłem po czym zamknąłem drzwi i sam ruszyłem w stronę mojego pokoju. - Możecie usiąść. - zaśmiałem się pod nosem widząc zakłopotaną parę stojącą bezradnie na środku pomieszczenia.- posłusznie zajęli miejsca na kanapie pod oknem, a ja rzuciłem się na fotel w rogu.

- Wiemy o Selenie. - zaczęła Vanessa.-  Naprawdę przykro mi.

- Mi też. - przytaknął Chris, a ja zaśmiałem się ironicznie.

- Tobie jest przykro? - prychnąłem- To twoja wina ! - warknąłem wściekły.

- Co? - spojrzał na mnie zdziwiony - O co ci...

- O co mi chodzi? Przypomnij sobie kto mnie namawiał, żebym wziął te pieprzone narkotyki? - spuścił głowę, ale to nie było wszystko, co miałem mu do powiedzenia. - Tak właśnie TY. Ale słuchaj to nie wszystko. Jest ciąg dalszy. - zaśmiałem się, szukając w szafce obok mnie pudełka papierosów.- Wróciłem do domu i i zacząłem całować się z Samanthą, a najlepsze, że zobaczyła to Selena.- wyciągnąłem małe pudełko i zapalniczkę po czym zamknąłem szufladę.

- Co? Zdradziłeś Selenę? - spojrzał na mnie zszokowany.

- Chris uspokój się. - brunetka złapała dłoń chłopaka, ale on od razu ją wyrwał - Wiedziałaś o wszystkim? - spojrzał na nią z wyrzutem, a ja odpaliłem właśnie papierosa i zaciągnąłem się nikotyną.

- Bo...ja...

- Nie tłumacz się ty nie jesteś niczemu winna. On jest. - wskazałem na chłopaka siedzącego obok niej.

- Stary... ja nie wiedziałem, że to się tak skończy...- spuścił ponownie głowę. - Przepraszam - powiedział, a mnie zatkało. Chris ma uczucia. Przeprosił. No ładnie.

- Chyba się trochę spóźniłeś. -zaśmiałem się szyderczo.

- Justin, dzwonili ze szpitala. - odwróciłem głowę i napotkałem zatroskany wzrok mojej rodzicielki. - Selena się obudziła. - nie ma chyba słów aby opisać, co czułem w tamtej chwili. Radość. Szczęście. Strach. Sam nie wiedziałem czego mam się spodziewać. Poderwałem się z miejsca i ruszyłem biegiem na dół.

- Mamo jedziesz? - spytałem, a ona tylko przytaknęła głową.

                                                                   ***

 Kiedy weszliśmy do budynku. Od razu ruszyliśmy na drugie piętro do gabinetu doktora Fuwer. Był lekarz to prowadzący Seleny. Zapukałem do drzwi czekając na odpowiedź.

- Proszę. - nacisnąłem klamkę i wszedłem do gabinetu, a za mną mama. - Niech państwo usiądą. - uśmiechnął się łagodnie. - Mam dla państwa dwie wiadomości dobrą i złą. - moja mina zrzedła kiedy usłyszałem , że nie wszytko jest dobrze. - A więc dobra wiadomość to taka, że Pani Gomez  wybudziła się i ma się dobrze.

- A zła? - spytałem czekając na najgorsze. W mojej głowie kłębiło się tysiące czarnych myśli. Bałem się co mogę usłyszeć w odpowiedzi lekarza. Co jeśli jest chora? Albo nie będzie mogła chodzić? Miałem setki czarnych scenariuszy w głowie. Bałem się. Tak strasznie się o nią bałem.

- Pani Gomez...straciła pamięć...


                                                                   ***

Hellow :) Witam po krótkiej przerwie ;) I jak wam się podoba rozdział? Mam nadzieję, że jest do zniesienia. Trochę się namieszało, ale to dopiero początek :D Może niektórzy z was zauważyli, że w ostatnim rozdziale dziękowałam wam za 7,5 tyś wyświetleń a teraz jest już ich o 1000 więcej :))))  Baaaardzo wam za to dziękuję <3

A tak po za tym chciałam wam polecić bloga mojej kuzynki, jeżeli macie ochotę wejdźcie ;) Nie będę wam mówić o czym jest...sami zajrzyjcie, chociaż link już dużo zdradza :)
http://miley-opowiadanie.blogspot.com/


                                                   CZYTASZ = KOMENTUJESZ

czwartek, 11 lipca 2013

Rozdział 17 Justin, ja też cię kocham.

 Muzyka : https://www.youtube.com/watch?v=siA8neQVoHw  Jak się skończy to włączcie ponownie ;)

 Spojrzałem przed siebie i zobaczyłem jak najważniejsza osoba w moim życiu odchodzi. Nie mogłem jej na to pozwolić.

 - Selena, poczekaj! - odwróciła się i spojrzała na mnie swoimi brązowymi oczami. - Ja...Chodź tu. - uśmiechnąłem się, a ona odwzajemniła gest i ruszyła w moją stronę. Kiedy stanęła jakieś pół metra ode mnie zacząłem mówić ponownie. - Ja... przepraszam. Nie możesz odejść, bo...- i tu się zaciąłem. Nie wiedziałem, czy jej to powiedzieć. Co jeżeli ona mnie tylko lubi? Nie tylko zrobię z siebie głupka, ale zniszczę naszą przyjaźń. Nie chciałem tego. Chciałem być blisko niej. Tylko tyle. Sam już nie wiedziałem co mam zrobić, ale skoro już zacząłem nie mogłem się wykręcić. Nie teraz.

- Bo? - spytała wyrywając mnie z rozmyślań.

- Bo cię kocham. - spojrzała na mnie zdziwiona, a jej oczy prawie wypadły z oczodołów. Chciałem powiedzieć coś jeszcze, ale nie potrafiłem z siebie nic wydusić. Czekałem na jej reakcję. Miałem w głowie tysiące scenariuszy. W jednych rzucała mi się na szyję, a w innych wyśmiewała mnie lub po prostu uciekała. Tak strasznie chciałem ją teraz pocałować. W końcu. Spojrzałem na nią ponownie, ale ona odwróciła wzrok i uciekła. Kurwa. Znowu wszystko spieprzyłem.



 Czas stanął w miejscu. Nogi zrobiły mi się jak z waty, a ja cały się trzęsłem.. Bałem się tego co tam zastanę. Co jeśli tam jest już tylko jej ciało. Potrząsnąłem głową. Chciałem wyrzucić z niej wszystkie czarne myśli, ale nie mogłem .

  
 Usłyszałem pukanie do drzwi. Wstałem z kanapy i ruszyłem w ich stronę. Przekręciłem zamek i otworzyłem drzwi. Spojrzałem przed siebie, a moim oczom ukazała się mała brunetka z dużymi oczami. Selena. Co ona tu robiła? Myślałem, że wszystko między nami skończone. Po tym jak wyznałem jej co czuję, uciekła i więcej się nie odzywała, a teraz stoi przede mną. Sam już nie wiedziałem o co tu chodzi. Chciałem zapytać, ale ona mnie wyprzedziła.

- Przepraszam. - szepnęła i spuściła głowę.

- Za co?

- Bo... ja nie powinnam uciekać. Jestem tchórzem, wiem. - podniosłem jej podbródek tak bym mógł spojrzeć jej w oczy. - Justin, ja też cię kocham. - wypuściłem jej ręce i spojrzałem na nią zdziwiony. Takiego obrotu sprawy się nie spodziewałem, ale mimo wszystko byłem w tym momencie najszczęśliwszym chłopakiem na świecie. Przytuliłem ją mocno do siebie, a ona wtuliła się w moją klatkę piersiową. Kiedy się od siebie odsunęliśmy spojrzałem na nią i przysunąłem ponownie do siebie.

- Jesteś piękna, wiesz? - powiedziałem po czym złączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku. Pierwszym pocałunku.



 Zaparkowałem niedaleko jej samochodu i zgasiłem silnik. Wiedziałem, że powinienem zadzwonić teraz po pogotowie, ale nie potrafiłem. Ja musiałem sam sprawdzić co jej jest. Otworzyłem drzwi i wysiadłem z samochodu.

  
 Otworzyłem bramkę i ruszyłem w stronę drzwi domu Sel. Postanowiłem ją odwiedzić dzisiaj po szkole, bo nie było jej tam. Chciałem sprawdzić czy wszystko ok. Czułem, że z każdym dniem zbliżam się do niej coraz bardziej. Możliwe, że w końcu coś z tego wyniknie. Uśmiechnąłem się na tą myśl po czym zapukałem w drewniane drzwi. Cisza. Powtórzyłem czynność kilka razy, ale bez skutku. Nacisnąłem na klamkę. Drzwi były otwarte. Wiedziałem, że nie powinienem tak sobie wchodzić do jej domu, ale coś nie pozwalało mi tak po prostu sobie pójść. Rozejrzałem się dookoła, ale nigdzie jej nie było. Ruszyłem schodami na górę. Zacząłem po kolei zaglądać do wszystkich pokoi, ale nigdzie jej nie było. Został ostatni pokój. Zrezygnowany wszedłem do środka.

- Selena?- nic. Chciałem wyjść, ale dostrzegłem jeszcze jedne drzwi. Prawdo podobnie prowadzące do jej łazienki. Nacisnąłem lekko klamkę i pociągnąłem drzwi w swoją stronę. Wszedłem do środka, a to co ukazało się moim oczom, przechodziło moje najśmielsze oczekiwania. Na podłodze koło wanny leżała Selena. Miała całe zakrwawione ręce. Dobrze wiedziałem, co chciała zrobić. Wtedy pierwszy raz poczułem jak cholernie mi na niej zależy.



 Ruszyłem w stronę jej samochodu. Po chwili już biegłem. Wiedziałem, że to wszystko to moja wina. Gdybym zostawił ją w spokoju nic by się nie wydarzyło. Była by teraz bezpieczna. Nie mogłem pojąć jak raz uratowałem jej życie, a teraz ona mogła je stracić prze ze mnie. Podszedłem do przednich drzwi i spojrzałem w przez szybę.



 Sięgnąłem po telefon i zobaczyłem 17 nieodebranych połączeń od "Kochanie". Wiedziałem, że trochę zabalowałem, ale żeby od razu tak wydzwaniać. Przecież wiedziała, że jestem na imprezie. Mogłaby mi dać trochę swobody, skoro nie chciała iść. Postanowiłem oddzwonić i zapytać co chciała. Wybrałem jej numer i wcisnąłem zieloną słuchawkę. Pierwszy sygnał ...drugi...trzeci... nie odbiera. Kurwa. Skoro tyle razy dzwoniła to mogła by łaskawie odebrać teraz ten telefon. Wkurzony wyszedłem z klubu i ruszyłem w stronę mojego samochodu . Nie zważałem na to że byłem pijany. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem. Byłem wkurzony. Musiałem przez nią wracać pierwszy z imprezy jak palant. Nawet nie zauważyłem , a byłem już pod jej domem. Wysiadłem z auta i trzasnąłem drzwiami. Podszedłem do drzwi otworzyłem je z impetem. Nie chciało mi się czekać, aż ona mi je otworzy. Usłyszałem głosy z salonu. I nie myliłem się siedziała na kanapie i oglądała telewizję.

- Czego chciałaś? - warknąłem, a ona aż podskoczyła przestraszona.

- Justin? - spojrzała zdziwiona.

- Nie. Duch święty.- zaśmiałem się ironicznie, a ona skarciła mnie wzrokiem, ale nie przejąłem się tym zbytnio.

- Co ty tu robisz?

- Wydzwaniałaś jak głupia kilkanaście razy, więc przyjechałem.

- Mogłeś odebrać. - powiedziała cicho. Chyba się zorientowała, że nie jestem w najlepszym nastroju.

- Ty kurwa też. - syknąłem wkurzony i ruszyłem w jej stronę.

- Masz do mnie pretensje o to, że się o ciebie martwię? - wstała i stanęła na przeciw mnie.

- Przerwałaś mi imprezę!

- Rozumiem imprezę...no tak przecież to ważniejsze ode mnie...

- Nie o to chodzi... - teraz dopiero zrozumiałem jak ją potraktowałem. Chciałem do niej podejść, ale ona się odsunęła.- Sel...

- Wyjdź! - krzyknęła, a po jej policzkach zaczęły spływać pojedyncze łzy.

- Ale...

- Wynocha!!- wiedziałem , że już nic nie zdziałam. Przesadziłem i to mocno. Odwróciłem się i ruszyłem w stronę wyjścia. To była nasza pierwsza kłótnia, a tak bardzo chciałem jej uniknąć.



 Wziąłem duży haust powietrza. Za drzwiami leżała Selena. Cała w krwi. Nie wiedziałem czy żyje, sam nie wiedziałem czy chcę się tego dowiadywać. Co jeśli nie ? Tak strasznie ją kochałem. Cały się trzęsłem. Odetchnąłem głęboko i złapałem za klamkę...


                                                                                ***

Hej Miśki! Macie swój upragniony rozdział :)  Wiem , że mało w nim akcji teraźniejszej, ale mam nadzieję, że się podoba. Dziękuję za ponad 7,5 tyś wyświetleń i za ostatnie 20 komentarzy!!! Dziękuję wam strasznie <3

CZYTASZ = KOMENTUJESZ :)









piątek, 5 lipca 2013

Rozdział 16 Kochasz mnie?

http://www.youtube.com/watch?v=8YzabSdk7ZA  Jak się skończy to włączcie od nowa :)


- Tak bardzo cię kocham...- musnęłam jego wargę, a on lekko się skrzywił. Poczułam się winna. Może nie powinnam tego robić? Odsunęłam się od niego i ruszyłam w stronę szafy. Ciekawiło mnie co mu się stało, ale nie mogłam go po prostu obudzić i zapytać. Miałam nadzieję tylko, że to nie przeze mnie. Otworzyłam szafę jak najciszej umiałam i zaczęłam wyjmować moje ubrania. Nie było tego dużo, więc szybko się z tym uporałam. Rozejrzałam się jeszcze raz po pokoju i chciałam wyjść, ale na moje nie szczęście rozległ się dźwięk telefonu. Nie mojego. Justina. Chłopak po omacku zaczął szukać telefonu. Kiedy go znalazł, przyłożył do ucha. Zrobiłam dwa kroki w przód. Na szczęście mnie nie zauważył, bo wciąż miał zamknięte oczy. Złapałam za klamkę i jak najciszej umiałam nacisnęłam ją.

- Selena?- kurwa, co ze mną nie tak? Czemu wszyscy są przeciwko mnie? Otworzyłam szybko drzwi i chciałam wyjść, ale on złapał mnie za nadgarstek. - Co ty tu robisz?

- Przyszłam po swoje rzeczy. - odpowiedziałam szybko nie odwracając się.

- Ale...

- Ale jak widzisz już to zrobiłam, więc...cześć. - chciałam się wyrwać, ale on odwrócił mnie przodem do siebie. - Puść mnie... - powiedziałam, ale chłopak nawet nie drgnął. - Justin...- nadal nic- Justin...- czy on jest głuchy?- JUSTIN!!

- Co? - spojrzał na mnie zdziwiony

- Puść mnie!

- Selena ja myślę, że powinniśmy sobie wszystko wyjaśnić...

- A ja myślę, że wszystko wyjaśniłeś mi przedwczoraj...

- To nie tak ! Wysłuchaj mnie proszę...- powiedział błagalnym głosem, ale ja wiedziałam, że jeżeli teraz się ugnę to znowu mu ulegnę, a on może mnie znów zranić.

- Nie, Justin. Nie mam czasu. - wyrwałam swoje dłonie z jego uścisku. Odwróciłam się i ruszyłam w stronę schodów.

- Kochasz mnie? - kiedy to powiedział gwałtownie stanęłam, ale nie chciałam się odwracać. Nie mogłam mu spojrzeć w oczy. Nie wiedziałam co mam zrobić. Wiadomo, że go kochałam, ale nie mogłam mu tego powiedzieć. Dlaczego to wszystko jest takie trudne? Dlaczego nie możemy być normalną parą? Dlaczego on mnie zdradził? Miałam tysiące pytań w głowie i na żadne z nich nie znałam odpowiedzi.- Jeżeli powiesz teraz, że już mnie nie kochasz...odejdę...

- Ja...- nie mogłam z siebie nic wydusić i po prostu uciekłam. Zbiegłam ze schodów jak najszybciej umiałam i wybiegłam z domu. Wsiadłam do samochodu i ruszyłam z piskiem opon. Nie mam już po co żyć...nie mam dla kogo żyć... Poczułam jak oczy zachodzą mi łzami prawie nic nie widziałam. Słona ciecz spływała strumieniami po moich policzkach. Chyba żadne słowo nie opisze jak się wtedy czułam. Sama nie wiedziałam nawet gdzie jadę. Jechałam przed siebie. W tamtym momencie moje myśli kręciły się tylko wokół jednej osoby...Justina...Czułam jak cała się trzęsę. Ledwo trzymałam ręce na kierownicy. Wiedziałam, że nie mogę w takim stanie jechać. Zjechałam na pobocze i chciałam się zatrzymać, ale wtedy zorientowałam się, że hamulce nie działają...

                                                              Justin

- Kochasz mnie? - zatrzymała się, ale nic nie odpowiedziała. - Jeżeli powiesz teraz, że już mnie nie kochasz...odejdę...- czekałem na jej odpowiedź. Miałem nadzieję, że w końcu zmięknie i będę mógł jej w końcu wszystko wyjaśnić... Przecież kochałem ją najmocniej na świecie, nie mogłem jej tak po prostu stracić.

- Ja... - zaczęła się jąkać. Wiedziałem, że jeśli powie 'tak' to nie dam jej odejść. Chciałem do niej podejść, ale kiedy zrobiłem pierwszy krok ona jak burza wybiegła z mieszkania. Nie wiedziałem co się stało...nie wiedziałem czy mam za nią pobiec...nie wiedziałem już niczego... Pod wpływem impulsu ruszyłem na dół, ale kiedy wybiegłem przed dom ona już odjeżdżała. Nie miałem szans jej zatrzymać. Wsiadłem szybko do mojego samochodu i ruszyłem za nią. Nie mogłem stracić miłości mojego życia. Wbiłem wzrok w jezdnie i wcisnąłem pedał gazu. Wypatrywałem jej samochód, ale nigdzie go nie było. Gdzie ona mogła tak nagle zniknąć. Chciałem ponownie przyspieszyć, ale wtedy zwróciłem uwagę na samochód na poboczu. Był kompletnie roztrzaskany. Chwila. To nie był zwykły samochód. To był jej samochód...



                                                                            ***

No hej ! Jak myślicie co dalej? A tego wam nie powiem :) mam nadzieję, że rozdział się podoba...dziękuję za ostatnie 10 komentarzy zaskoczyliście mnie ;) Jesteście kochani <3

CZYTASZ = KOMENTUJESZ  :)